Dec 26 2010

I.

Przyczłapał Stwór do pokoju, który wynajmował, zasapany nieco, bo w formie juz zimowej. (Zimowa forma charakteryzuje się miedzy innymi tendencjami do gubienia oddechu podczas wspinaczki na drugie piętro, która to w każdym innym sezonie zadyszki bynajmniej nie powoduje). Usiadł na starym, pluszowym fotelu koloru ciemnopistacjowego, nadal w czapie, butach i vintage palcie, utkwił wzrok w nieokreślonym punkcie w przestrzeni i nie myśląc o niczym, spędził w bezruchu następny kwadrans. Błogi stan przerwało chrobotanie, na które Stwór ocknął się, podniósł i podszedł do miejsca, skąd dochodził dźwięk. Schylił się nad podłogą.

-        Dzien dobry Gordian, nie drzemiesz, jak zwykle o tej porze?

Gordian był chrabąszczem znalezionym przez Stwora na parapecie półpiętra domu, w którym mieszkał. Schodził Stwór tego dnia by kupić marchewkę, kiedy zwrócił uwagę na sporą ilość książek leżąca przy oknie pomiędzy piętrem pierwszym i drugim. Stwór dużo czytał, uczęszczał regularnie do biblioteki, gdzie równie regularnie płacił kary, uwielbiał antykwariaty i często ubolewał nad brakiem warunków do nabywania pozycji, których grzechem było, w jego mniemaniu, odkładać na księgarnianą półkę. Zbliżył się więc do trzech kolumien książek, dedukując, iż wyprowadzający się sąsiad zapewne chcąc się ich pozbyć, pozostawił sąsiadom. Lustrując repertuar, kątem oka zauważył sporego chrabąszcza w rogu parapetu. Owad leżał na skorupie, łapki podkurczone, bez ruchu. Stwór dłuższą chwilę patrzył z żalem w sercu, po czym schylił się, przysunął gębę blisko i szepnął: “halo…?”. Jedna z łapek drgnęła lekko. Stwór odskoczył, uderzył potężnie poręczą schodów w żebro i prawie zemdlał. Po chwili jednak wrócił do siebie, wstał i podszedł do chrabąszcza. Delikatnie go podniósł, umieścił na zdjętej ze łba miękkiej czapie, zaniósł do mieszkania. Czapę położył na swym starym, dębowym biurku i sprawdził w Niezbędniku Entymologa, iż jest to chrabąszcz leśny i przy tym obcokrajowiec. Tropikalny obcokrajowiec. Niska temperatura w której go znalazł zmroziła go prawie na śmierć. Zaniósł go Stwór do łazienki, i położył na podgrzewanym kafelku podłogowym. Sam wyciągnął się obok, by mieć wzrok na poziomie owada i obserwował. Po jakimś czasie przysnął, a gdy się ocknął, ujrzał wpatrzone w niego mrugające oczy, wzniesione rożki (przedtem bezwładne) i pukającą bezdźwięcznie w kafelek łapkę. Stwór poczuł natychmiastowy przypływ radości, nie wykonał jednak żadnego ruchu, by nie wystraszyć chrabąszcza. Chrabąszcz sprawiał wrażenie w pełni sprawnego i bardzo Stworem zaciekawionego. Podszedł do niego bliżej i, (jako, że Stwór nadal leżał na podłodze), wszedł mu na palec i zajrzał głęboko w oczy. Chrabąszcz miał bardzo inteligentne spojrzenie, lekki uśmiech na obliczu i ładny, jasnozielony kolor. „Witaj, leśny przyjacielu”, powiedział Stwór, przypominając sobie pochodzenie przybysza.

Podniósł się wolno, nadal z chrabąszczem na palcu i wrócił do pokoju. Umieścił go w doniczce z bonsai, bo żadnej innej namiastki lasu nie posiadał i nazwał Gordian.

Było to prawie dwa lata temu.

-        Gordian…? Słyszę Cię, ale nie widzę.

-        Utk… utknąłem…  –  dobiegł stłumiony głosik spod podłogi.

-        Ach… Utknąłeś dokładnie tam, gdzie ostatnio? – zapytał Stwór.

-        Taak… –  odpowiedział glos Gordiana.

-        Idę po dłuto, zaraz wracam – rzekł Stwór, wstał i oddalił się do przedpokoju, gdzie w szafce trzymał skrzynkę z narzędziami. Znalazł dłuto z najwęższym płaskim końcem i wrócił do miejsca, w którym jedna z desek podłogowych przy ścianie, miała wygryziony nieduży otwór.

-        Podważam deskę, zaraz Cię wyciągnę – rzekł Stwór i wsunął końcówkę dłuta w szparę.

-        Dziękuję… – odpowiedział Gordian i zakaszlał cicho.

Podważona deska zgrzytnęła i lekko się wygięła. Po chwili odskoczyła delikatnie. Gordian leżał bokiem pomiędzy dwoma kawałkami drewna i mrugał szybko.  Stwór wyjął go uważnie, położył na ręce, obejrzał z każdej strony i zapytał:

-        Czy coś Cię boli Gordian?

-        Tylko oczy… od pyłu… – rzekł Gordian.

-        Wypłuczemy, zaraz będą jak nowe – powiedział Stwór.

Sięgnął po szklankę z wodą, zamoczył palce i wpuścił parę kropel w zagłębienie drugiej dłoni. Umieścił następnie Gordiana w pobliżu tej mikrokałuży. Gordian włożył cały łepek w wodę na krotką chwilę. Robili to regularnie, Gordianowi często coś do oczu wpadało i ten rodzaj interwencji okazał się być najbardziej skutecznym.  Gordian wyciągnął główkę, zamrugał i rzekł: „Dziękuję. Nie powinienem był znów tam zaglądać, wiem, ale ta mysz tam takie dziwne rzeczy pochowała…”.

II.

Stwór zabierał często Gordiana do Palmiarni i Ogrodu Botanicznego. Znal historię przyjaciela, powody, dla których znalazł się tak daleko od miejsca, z którego pochodził jak i te, dla których wracać nie pragnął. Zapoznał się Stwór szczegółowo z geografią, klimatem, charakterystyką fauny i flory ojczyzny Gordiana, czytając sporo w książkach i słuchając uważnie opowieści chrabąszcza. Temperatura i wilgotność Palmiarni najbardziej przypominała warunki, do których przywykł jego mały towarzysz, tak więc w każdy prawie weekend, pomimo wykrętów współlokatora, zabierał go Stwór na parę godzin do tej enklawy tropików niedaleko centrum miasta.

Podczas zimowych spacerów podróżował Gordian pod czapka Stwora, wyglądając z wełnianego oka ponad czołem kompana. Było mu bardzo ciepło i wygodnie a widok z tej wysokości był dla chrabąszcza zawsze zapierający dech. Gordian był owadem nielotnym, więc oglądał kiedyś świat tylko z perspektywy gleby, chyba, że wszedł na drzewo ale i wtedy niewiele widział, bo mieszkał wówczas w gęstym lesie. W Palmiarni przechadzali się razem przez jakiś czas, po czym zostawiał go Stwór w poszyciu niedaleko jakiejś charakterystycznie wyglądającej rośliny (dla łatwego rozpoznania miejsca) i oddalał się by poczytać na ławeczce książkę, bądź wykonać kilka szkiców egzotycznych roślin i motyli. Czasem oddawał się tylko zadumie. Gordian w międzyczasie miał okazje napawać zmysły zapachami, które znal, gorącem, które tak lubił, dźwiękiem i widokiem innych owadów tropikalnych. To mikroklimat sprawiał, że tak lubił to miejsce, nie nostalgia za domem, którego i tak nie miał. Zdawał sobie sprawę, iż Stwór wiedział, jak bardzo cieszyły go wizyty w Palmiarni, dlatego tak z taką regularnością go tu zabierał. Starał się Gordian znajdować jednak usprawiedliwienia by nie spędzać tu zbyt wielu sobót, mając na względzie zainteresowania Stwora, które ten zaniedbywał na rzecz przyjaciela. Stwór wiele razy przekonywał Gordiana jak bardzo sprawiają mu przyjemność spokojne godziny spędzone w tej oazie egzotyki, Gordian jednak miał świadomość, że Stwór skrycie porzucał dla niego własne przyzwyczajenia i rozrywki, w  których chrabąszcz nie mógłby uczestniczyć. Prawie zaprzestał sesji na pływalni i gry w koszykówkę. Sporadycznie juz uczęszczał na warsztaty pracy w drewnie. Zamiast tego, zabierał Gordiana do parku, na wystawy (oboje bardzo cenili sztukę tak więc byli stałymi bywalcami galerii malarstwa i rzeźby), do teatru (Gordian zajmował miejscówkę na ramieniu Stwora bądź na jego głowie, oglądając spektakle jak zaklęty), do muzeów i na targi staroci. Na jednym z owych targów znalazł Gordian piękną broszkę skarabeusza z niebieskim kamieniem lapisem lazuli, i stal wpatrzony w nią szeroko otwartymi oczyma tak długo, że Stwór nie zastanawiając się, nabył ją za równowartość swego miesięcznego wynagrodzenia. Broszka, jak bezcenne dzieło sztuki, stanęła w doniczce, w której mieszkał Gordian, a sam obdarowany rzewnymi łzami podlewał bonsai ze wzruszenia przez co najmniej tydzień. Chlipał dziękując Stworowi i polerował skarabeusza kawałkiem wełny każdego poranka.

III.

Stwór był szczęśliwym posiadaczem zielonej motorynki. Przejażdżki sprawiały mu olbrzymia przyjemność, relaksowały i radowały. Pojazd był wiekowy i na taki wyglądał, jednak z silnikiem niezawodnym – sercem bijącym mocno i niezmienną od lat solidnością całej reszty. Stwór twierdził, że motorynka posiada duszę i nazywał ją Harita, co w hindu znaczy “zielony”. Kochał pojeździk swój jak wierną przyjaciółkę.

Gordian bardzo często towarzyszył Stworowi w wyprawach po dalsze zakupy, jak również regularnie odbywał wycieczki krajoznawcze, przyrodnicze, piknikowe, historyczne, rozrywkowe, miejskie, które Stwór dla niego organizował. Podróżował w małym przezroczystym, kwadratowym pudełeczku, przymocowanym od spodu do środka kierownicy motorynki, wyściełanym skrawkiem miękkiej, grubej flaneli. Mógł stamtąd bezpiecznie i wygodnie podziwiać podczas jazdy widoki wszystkich czterech stron świata, jak i wskazywać Stworowi po drodze obiekty bądź miejsca, które szczególnie przypadły mu do gustu, zadziwiły, bądź wprawiły w osłupienie. W przypadku tej ostatniej okoliczności, Gordian nie wskazywał łapką, jak zwykle, odwracając się do Stwora – kierowcy, tłumacząc coś zawzięcie (czego nie sposób było słyszeć z jego zamkniętej loży pasażera) ale całą swoją posturą, która przypominała wtedy nieruchomą figurę psa wpatrzonego w krowę, którą pierwszy raz w życiu zobaczył.

Gordian tak właśnie zareagował na widok laserowych kolorowych świateł, przemieszczających się rytmicznie w skrupulatnie zaplanowanej choreografii po pięknym budynku ratusza Starego Miasta (ten świetlny pokaz z klasyczną muzyką z głośników miał miejsce raz w tygodniu), jak również fontanny w parku, kota w stroju (i nakryciu głowy) Sherlocka Holmesa na spacerze z właścicielką, przelatującego nietoperza i postaci udającej pomnik, pomalowanej na srebrno, wykonującej ruch tylko wtedy, gdy przechodzień wrzucił monetę do koszyka umieszczonego u stóp piedestału na którym ów postać wytrwale godzinami zwykła trwać.

Chrabąszcz z każdą motorynkową wyprawą poznawał dziesiątki nowych zjawisk, doświadczał, uczył się, dziwił, czasem zatrważał nieznanym, Stwór jednak zawsze objaśniał, udzielał wyczerpujących odpowiedzi na pytania przyjaciela, zapewniał, gdy coś niepojętym pozostawało, że do niebezpieczeństw nie należy, mimo, że tak się „dziwnie zachowuje” (jak to Gordian określał).

IV.

-        Gordian, czy ty utykasz?

-        Taak… Troszkę…

-        Spadłeś z parapetu? Znów biegłeś za mrówką?

-        Taak… Przychodzi za często… I patrzy… na skarabeusza…

-        Ach, Gordian…

-        Dziś przyszła z koleżanką.

.