III.

VI.

-        Kia ora koe!*  – wykrzyknął z radością Stwór otwierając drzwi przyjacielowi.

-        Kia ora kōrua! * – odpowiedział z szerokim uśmiechem Mario, przekraczając próg.

Uścisnęli się serdecznie, uważając na siedzącego na kołnierzu Stwora Gordiana po czym Mario pochylił się i pogładził chrabąszcza wskazującym palcem.

-        Świetnie wyglądasz, taniwha*, czyś Ty przypadkiem nie urósł?

Mario był wieloletnim przyjacielem z którym Stwór, mimo dzielącej ich znacznej odległości utrzymywał stały kontakt, którego uważał za najlepszego druha, członka rodziny, jednego z niespotykanych juz przedstawicieli geniuszu humoru, inteligencji, myśli, epistolografii, o odważnym i bezinteresownym sercu, wrażliwej na piękno i tragedię duszy, emanujący energią charyzmy, serdeczności i optymizmu, który można albo uwielbiać, albo zazdrośnie szykanować.

Usadowili się w pokoju, Mario rozpakował przyniesione ze sobą ciasto, Stwór zaparzył herbatę miętowa i podał talerzyki.

-        Czy udało Ci się trochę odpocząć w górach, Mario? – zapytał Stwór

-        Bardzo – rzekł Mario – Razem z Asha zdobyliśmy Trzy Korony, jestem z niej bardzo dumny. Jest taka dzielna i silna.

Asha była córką Mario, dopiero sześcioletnią, ale nieprzeciętną.  Podarowane przez nią Stworowi dwa rysunki wisiały nad kominkiem.

-        Czy Asha mogłaby kiedyś narysować chrabąszcza…? – zapytał Gordian siedzący na oparciu kanapy, na której siedział Mario – Bardzo ładne te rybki, ale dlaczego RYBKI a nie chrabąszcze…?

Mario i Stwór buchnęli śmiechem.

-        Z pewnością, kiedy się w końcu spotkacie, Asha z przyjemnością namaluje Twój portret, taniwha – powiedział Mario nadal ze śmiechem, podając Gordianowi na kawałku liścia szczyptę rozdrobnionego próchna dębowego, które Gordian uwielbiał. Mario przywoził mu zawsze coś pysznego ze swego ogrodu. A to świeże liście bukowe lub dębowe, a to truskawki (tu też z myślą o Stworze), a to jakiś korzonek.

-        Dziękuję…! – powiedział rozanielony Gordian chrupiąc juz swój smakołyk.

Przyjaciele rozmawiali o wszystkim, popijając herbatę zagryzaną ciastem czekoladowym. Mówili o pracy, o książkach, o obowiązkach, o wystawach, o Ashy i Mikaelu (rocznym synku Mario, który wg Stwora dostanie kiedyś Nobla, albo będzie drugim rodakiem po jedynym P.P. Poleskim,  uhonorowanym Nagrodą Pulitzera), o filmach, o polityce, o muzyce, o czasie, którego jakby za mało, o trudnościach i radościach, o programach dokumentalnych, o zwierzętach i o marzeniach.

-        Jest pewien aktor, którego nie docenia się jeszcze na tyle, na ile powinien być doceniony, ale pewnego dnia będzie wielki. Giovanni Ribisi. Wirtuozja gry bez względu na kompleksowość i stopień trudności ról, nawet drugo/trzecio-planowych. Ten chłopak jest genialny – powiedział Stwór – mam dla Ciebie „Heaven” i „Boiler Room”.

-        Świetnie, dziękuję – powiedział Mario – ja przywiozłem Ci płytę, ale to niespodzianka, więc nie mowie jaka, zobaczysz później i „Croupier’a” Mayersberg’a…

-        Gdzie znalazłeś „Croupier’a”..?? Przecież tego NIGDZIE nie można było dostać…!

-         Ha ha ha, jednak gdzieś był! – powiedział nadal śmiejąc się, Mario

-        „It’s all numbers, the croupier thought…” – zaczął Stwór powoli… “A spin of the wheel. A turn of a card. The time of your life. The date of your birth. The year of your death. In the Book of Numbers, the Lord said: ‘Thou shalt count thy steps.’ A wave of elation came over him. He was hooked. Watching people lose. His existence was forming an interesting pattern of betrayals. Sometimes he was unsure whether he was the betrayer or the betrayed. Now he had reached the point where he no longer heard the ball…”

-        “The croupier’s mission was accomplished. He had acquired the power to make you lose.” – zakończył Mario i wzniósł kieliszek portu w stronę Stwora

-        Za Ciebie, Przyjacielu – rzekł Stwór podnosząc swój – dziękuję.

.